Inwestycje, Gospodarka, Polityka
04-03-2023
Jarosław Malczewski w wywiadzie dla naszego serwisu podkreślił, że zjednoczenie rolników jest potrzebne do ochrony europejskiego rolnictwa przed zagrożeniami płynącymi z Brukseli.
Prezes Polskiej Grupy Mleczarskiej jako przykład dobrej współpracy podał “porozumienie trójstronne” w Niemczech pomiędzy związkowcami, przetwórcami oraz handlowcami. Jak wyjaśnił, te trzy grupy podpisują porozumienia na okres 3-12 miesięcy zapewniając równocześnie stabilność na lokalnym rynku.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Skupmy się na dwóch sektorach: produkcji mleka i na hodowli żywca wołowego. Jakie są największe wyzwania, z jakimi te dwa sektory będą musiały zmierzyć się w 2023 roku?
Jarosław Malczewski: Przede wszystkim tę problematykę trzeba rozpatrywać w trzech kategoriach. Pierwszej, czyli na etapie produkcji. Tu podstawowym wyzwaniem jest tak naprawdę w tej chwili zjednoczenie rolników i branży celem obrony interesów zarówno producentów rolnych, jak i przetwórców. Zagrożenia płyną niestety z Unii Europejskiej, a w ślad za nimi mocarstwa takie jak Chiny już informują na temat samowystarczalności. O dziwo, cała dyskusja i wdrożenie programu strategii rozwoju między innymi sektora mleczarskiego w Chinach ma swoje dokładne źródło w Unii Europejskiej. Dlatego, że w momencie, kiedy Unia Europejska zaczęła mówić o Zielonym Ładzie, o redukcji żywności, to państwa takie jak Chiny, które były dotychczas największymi importerami artykułów mleczarskich na świecie w obronie tego, co jest fundamentem każdego państwa, czyli zaopatrzenie w żywność, zaczęły mówić o samowystarczalności. W związku z tym to my w Unii Europejskiej faktycznie tę dyskusję wywołaliśmy. I co ciekawe, Chiny takie dyskusje podjęły, mimo że tam koszty produkcji mleka są znacząco wyższe niż w Unii Europejskiej. To w obronie obywateli i przede wszystkim zaopatrzenia ich w żywność powstała strategia rozwoje, mimo że czynniki stricte ekonomiczne mówią o tym, że żywność należy importować z Unii Europejskiej i z Nowej Zelandii. Kolejny taki obszar, który w tej chwili jest wart dyskutowania, to obszar handlu. Mianowicie w Polsce, jeśli chodzi o relacje w handlu detalicznym, mamy w tej chwili 54% sieci handlowych, a 46% rynku szybko zbywalnego jest w rękach tak zwanych sieci niezrzeszonych czy też w ogóle sklepów niezrzeszonych. Natomiast przeciętnie w Niemczech ten udział jest 83-procentowy na rzecz sieci, a zatem zdecydowanie wyższy. Niemniej jednak w Polsce sieci handlowe zarabiają przeciętnie 2,5-krotnie więcej aniżeli w Niemczech, a ma to źródło w podłożu prawnym i braku regulacji w tym zakresie. Mianowicie na rynku niemieckim funkcjonują tzw. porozumienia trójstronne, czyli z jednej strony są związki, dlatego tu zrzeszanie producentów jest absolutnie konieczne. Z drugiej strony jest to zrzeszenie przetwórców, a z trzeciej strony jest to handel. Te trzy grupy, teoretycznie niedziałające po tej samej stronie, podpisują porozumienia trójstronne i negocjują warunki handlu na okresy np. trzech, sześciu, dziewięciu bądź dwunastu miesięcy i to zapewnia stabilność. Natomiast podkreślam, że do tego potrzebne jest zorganizowanie zarówno producentów, jak i przetwórców, dlatego że gra tu jest o coś niezwykle ważnego, czyli o niezależność żywnościową. Kolejny, trzeci obszar, który tu jest wart dyskutowania. On niejako wiąże się z tymi dwoma poprzednimi. Mianowicie mówi o konieczności budowania siatki eksportowej poprzez rozwój dyplomacji gospodarczej jako rozwinięciem pewnego typu dyplomacji konsularnej. W związku z tym Polska potrzebuje takich ambasadorów – radców rolnych – na całym świecie, którzy byliby jednocześnie promotorami polskiej żywności. A zatem w tej chwili w Polsce nie jest potrzebna nam redukcja produkcji żywności, nam potrzebna jest de facto nadprodukcja. Teoretycznie mogłoby się wydawać, że nadprodukcja będzie wpływała na obniżanie cen. Natomiast absolutnie tak nie jest, dlatego że wszystkie kraje wysoko rozwinięte, tak jak Niemcy, choćby w przemyśle motoryzacyjnym, ale i w ujęciu całej gospodarki, właśnie na tej nadprodukcji i na eksporcie uzyskują wartość dodaną oraz na tym fundamencie jest budowana właśnie ta mocna gospodarka.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Takie państwa jak Niemcy czy Holandia mają bardzo szeroko rozbudowaną dyplomację handlową, a u nas niestety to leży. Bardzo wielu rolników czy też polityków albo ekspertów zajmujących się analizą rynku rolnego mówi wprost. Niestety nie mamy misji gospodarczych w tak kluczowych państwach, jak właśnie Chiny, Indie czy państwa afrykańskie, gdzie moglibyśmy zbywać naszą żywność. Mówi pan o nadprodukcji żywności i obawiam się, że byłoby to bardzo dużym problemem na naszym krajowym rynku.
Jarosław Malczewski: Zdecydowanie tak, dlatego że to cały paradygmat, cały fundament w zakresie polityki międzynarodowej powinien być rozbudowany. Dlatego, że jeśli odwrócimy sytuację, to taki mały kraj, jakim jest Holandia, jest wielkim eksporterem żywności. My w zeszłym roku wyeksportowaliśmy żywności łącznie za 47 mld euro – to są już dane generalnie wstępnie policzone. W roku jeszcze poprzednim było to 40 miliardów, zatem był istotny wzrost eksportu żywności zarówno wolumenu, jak i wartościowo. Natomiast Holandia eksportuje za 110 mld euro. I taki mały kraj, który jest kilkanaście razy mniejszy od naszego, bo właśnie i robi to w sposób perfekcyjny, ponieważ ma właśnie sieć radców rolnych. Choćby w Polsce Holandia ma szesnastu radców rolnych, a my z kolei, załóżmy w Chinach, mamy dwóch. W związku z tym tu nie chodzi o to, żeby budować tak naprawdę kolejne ministerstwo czy zatrudniać urzędników w liczbie tysięcy, tylko tworzyć efektywne struktury, które będą działały w interesie zarówno przemysłu spożywczego, jak i całej gospodarki.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Panie prezesie, skoncentrujmy się na chwilkę na sytuacji w skupach mleka. Obniżka cen w skupach zdaniem wielu ekspertów doprowadzi do rentowności i upadku tych najmniejszych mleczarni. Czy rzeczywiście może dojść do takiego czegoś? A jeżeli tak, jakie będą tego konsekwencje dla całego sektora?
Jarosław Malczewski: Przede wszystkim te obniżki cen, które aktualnie obserwujemy, są dostosowaniem cen mleka w skupie do wartości artykułów mleczarskich. Tu przyczyna jest taka, że mniej więcej w sierpniu krzywa cen spieniężenia artykułów mleczarskich i ceny mleka w skupie przestały odpowiadać sobie wzajemnie. W związku z tym w zasadzie w sierpniu ta cena już nie powinna była dalej wzrastać. Natomiast ze względu na to, że tego surowca na rynku polskim i unijnym brakowało, to następowała rywalizacja o niego i w związku z tym w grudniu średnia cena mleka w skupie wyniosła 2 75 zł za litr, a także po raz pierwszy w historii była to cena o 2 grosze wyższa w stosunku do średniej unijnej. Natomiast co do odpowiedzi na pytanie o małe przetwórnie, to one już nie tylko w tym roku, ale i w ubiegłym miały poważny problem dlatego, że nie są beneficjentami w żaden sposób rynku światowego i wpływów z eksportu. A z kolei na rynku krajowym mamy do czynienia z tą rosnącą pozycją sieci handlowych, zatem małe przetwórnie nie są dla nich partnerem. Małe przetwórnie oczywiście należą do rolników, w szczególności tych mniejszych i w związku z tym niestety muszę się zgodzić, że w tym roku może być to niezwykle trudny okres, które na dzisiaj płacą za mleko 1,60-1,70 zł netto za litr. Tymczasem koszty produkcji są mniej więcej na poziomie 1,90 zł, a zatem już rolnicy produkują poniżej kosztów produkcji. W momencie, kiedy sytuacja na rynku światowym i w zakresie polityki międzynarodowej nie ulegnie zmianie, ale również w relacji z sieciami handlowymi, to niestety ta fala upadłości będzie duża.
Ewa Zajączkowska-Hernik: Jesteśmy w trakcie Forum dla wsi. Tutaj w Toruniu spotkała się silna reprezentacja polskich rolników, ale mamy również przedstawicieli Holendrów, Niemców, Litwinów. Bardzo dużo rolników spotkało się w jednym miejscu. Będą omawiane problemy nie tylko polskim, ale i europejskim rolnictwie. Jak pan ocenia właśnie taką inicjatywę?
Jarosław Malczewski: Przede wszystkim jest to inicjatywa oddolna, w związku z tym już z zasady zasługuje na uznanie. Dlatego, że zasada generalnie powinna być taka, że jeśli jest inicjatywa oddolna, to ona powstała na zdrowym fundamencie i ona ma sens. Natomiast jeśli jest wywołana przez państwo bądź przez organy unijne, to znaczy, że w pewien sposób powstało to sztucznie. Natomiast inicjatywa jest jak najbardziej potrzebna, dlatego że wszyscy funkcjonujemy i z innymi krajami Unii Europejskiej, i z innymi działami produkcji rolnej w systemie naczyń połączonych. W związku z tym problemy holenderskie, niemieckie, francuskie są przy okazji problemami polskimi i odwrotnie. Dlatego zjednoczenie rolników jest potrzebne w szczególności po to, żeby bronić tak naprawdę tego, co jest najważniejsze – mianowicie bronić interesu człowieka. Bo w tej całej układance tak naprawdę mowa często o jakichś hasłach, a tu chodzi o życia ludzkie i o majętność rodzin – żeby ludzie generalnie mogli normalnie funkcjonować. Natomiast najgorsze, co może spotkać zarówno człowieka, jak i producentów, to jest odebranie im wolności i prawa do pracy. A takie zagrożenia niestety ze strony Unii Europejskiej płyną.