

Inwestycje, Gospodarka, Polityka
03-07-2025
Bruksela mówi o szansie, rolnicy o kolejnej minie pod unijnym rolnictwem
W cieniu wygasłych mechanizmów ochronnych Komisja Europejska ogłosiła zawarcie porozumienia z Ukrainą w sprawie nowego kształtu umowy handlowej. To decyzja, która może przesądzić o przyszłości tysięcy gospodarstw w całej Unii Europejskiej – i to niekoniecznie w pozytywnym sensie.
Koniec tymczasowości – liberalizacja wraca na stałe
30 czerwca 2025 roku, w ostatnim dniu polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, Komisja Europejska ogłosiła, że osiągnęła porozumienie z Ukrainą w sprawie przyszłości współpracy handlowej w obszarze produktów rolnych. Porozumienie dotyczy aktualizacji umowy stowarzyszeniowej, a konkretnie – liberalizacji dostępu ukraińskich produktów do wspólnego rynku UE.
Ogłoszenie padło ledwie trzy tygodnie po tym, jak wygasły tzw. ATM-y, czyli nadzwyczajne środki handlowe wprowadzone po rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku. ATM-y pozwalały Ukrainie na niemal nieograniczony eksport towarów rolnych do UE – bez ceł, bez kwot, bez ograniczeń.
Ich wprowadzenie było tłumaczone solidarnością i koniecznością ratowania ukraińskiej gospodarki. Skutki – zwłaszcza dla rolników w Europie Środkowo-Wschodniej – okazały się katastrofalne.
Teraz Komisja zapowiada, że porozumienie z Kijowem jest „nowym otwarciem” i „stabilnym rozwiązaniem” dla przyszłych relacji. Rolnicy i analitycy w wielu krajach UE pytają jednak wprost: czy to nie przypadkiem kontynuacja chaosu – tylko w bardziej eleganckim opakowaniu?
Dane nie kłamią. Ukraina już zdominowała import wielu produktów
Liczby pokazują skalę zmian, jakie zaszły od 2022 roku. W ciągu dwóch lat obowiązywania ATM-ów import pszenicy z Ukrainy wzrósł o 185%, cukru – o 261%, a miodu – niemal dwukrotnie. Rolnicy z Polski, Rumunii czy Słowacji alarmowali, że zalew tanich towarów doprowadza ich do ruiny. Nie bez powodu w 2023 i 2024 roku cała Europa przeżywała fale protestów rolniczych, które sparaliżowały miasta i przejścia graniczne.
W samej Polsce protestujący zwracali uwagę na zalane magazyny, dramatyczne spadki cen i brak jakiejkolwiek możliwości konkurowania z towarem, który nie musiał spełniać unijnych norm jakościowych, środowiskowych czy sanitarnych.
Przywrócenie zasad sprzed wojny 5 czerwca 2025 roku było dla wielu promykiem nadziei. Jak się okazuje – bardzo krótkim. Już 30 czerwca Komisja poinformowała, że osiągnięto porozumienie, które przewiduje ponowną liberalizację handlu z Ukrainą – tym razem „na nowych zasadach”, z obowiązkiem dostosowania się do unijnych standardów do 2028 roku.
Zasady? Brzmią dobrze. Tylko kto je sprawdzi?
Zgodnie z zapowiedziami Brukseli, Ukraina będzie miała czas do 2028 roku na dostosowanie się do unijnych wymogów w zakresie stosowania środków ochrony roślin oraz dobrostanu zwierząt. Co więcej – stopień dostosowania ma warunkować zakres dostępu do unijnego rynku.
Tyle że teoretyczne założenia zderzają się z praktyką wojny. Europosłanka Anna Bryłka, od lat komentująca temat relacji handlowych z Ukrainą, pyta otwarcie:
„Kto i kiedy przeprowadzi audyty w gospodarstwach w obwodzie chersońskim? Kto pobierze próbki na obecność pozostałości ŚOR w warunkach wojennych?”
Bruksela zapewnia, że porozumienie zawiera tzw. klauzulę ochronną, pozwalającą państwom członkowskim na reakcję w razie zakłóceń rynkowych. Tyle że – jak wynika z dokumentów – procedura może potrwać nawet 35 dni. W tym czasie można zapełnić wszystkie elewatory w kraju i załamać lokalny rynek.
Kto zyska, kto straci?
Według informacji ujawnionych przez Komisję:
To nie jest powrót do status quo. To utrwalenie reguł, które przez dwa lata wywołały największy kryzys rolniczy ostatnich dekad.
Według danych Komisji Europejskiej, w 2024 roku Ukraina odpowiadała za ponad 57% importowanej do UE kukurydzy oraz blisko 50% pszenicy. W praktyce oznacza to, że połowa ziarna na unijnym rynku pochodzi spoza UE – z kraju, który nie jest związany Wspólną Polityką Rolną, Zielonym Ładem ani dyrektywą azotanową.
To nie porozumienie. To akt kapitulacji Brukseli
Nie sposób pominąć głosu europosłanki Anny Bryłki, która nie szczędzi słów krytyki pod adresem Komisji. Jej zdaniem nowe porozumienie to „akt kapitulacji Brukseli przed lobbingiem przetwórców i korporacyjnych interesów”.
„Rolnicy nie chcą przywilejów. Chcą równości warunków gry. Jeśli Ukraina chce sprzedawać na naszym rynku, powinna najpierw spełniać te same normy. Komisja zamiast chronić europejską produkcję, właśnie otworzyła kolejną bramę bez żadnych bezpieczników” – mówi Bryłka.
Wskazuje również, że nowa umowa nie precyzuje zasad monitorowania, nie zawiera realnych gwarancji egzekwowania standardów, a tzw. „mechanizmy ochronne” są jedynie iluzoryczną procedurą, która nigdy nie działa szybko i skutecznie.
Co dalej? Czekamy na szczegóły. Ale nie na skutki
Nowa umowa musi zostać jeszcze zatwierdzona przez Radę UE oraz Parlament Europejski. Pełen tekst ma zostać opublikowany w najbliższych tygodniach. Dopiero wtedy będzie można rzetelnie ocenić jej wpływ na unijny rynek.
Instytut Gospodarki Rolnej apeluje o pełną przejrzystość procesu legislacyjnego oraz rzeczywiste konsultacje z organizacjami rolniczymi. Trudno dziś przewidzieć wszystkie konsekwencje podpisanego porozumienia, ale jedno jest pewne: będzie miało ono realny wpływ na tysiące gospodarstw w całej Europie.
Czy UE wyciągnie lekcję z błędów ostatnich dwóch lat? Czy zamiast kolejnego gestu solidarności otrzymamy tym razem zrównoważoną umowę handlową, która zabezpieczy interesy unijnych producentów?
Na te pytania odpowiedzi poznamy już niedługo. I nie będą one czysto teoretyczne. Będą to odpowiedzi w liczbach: w cenach skupu, wolumenach importu i bilansach tysięcy europejskich gospodarstw.
Redakcja IGR – lipiec 2025
Źródła: KE, Eurostat, wypowiedzi publiczne, analizy rynkowe IGR.